Żegnaj Piękny Tybecie, już Cię pewnie nie zobaczę w swoim życiu. Nie zobaczę pięknej Lhassy z jej Świątynią Jokhang i Pałacem Potali, nie zobaczę uśmiechniętych Tybetańczyków, nie kupię niezliczonej ilości wisiorków lub bransoletek, nie usłyszę tak charakterystycznego „Cip,cip,cip i luki, luki” od sprzedających tybetanek. (w tym przypadku cip – tanio a luki –spójrz”). Nie odetchnę ubogim w tlen ale niesłychanie czystym i rześkim powietrzem, nie zjem też pysznej „macy” w lokalnej knajpce. Nie pogadam z ludźmi, gorąco wierzącymi, że Dalajlama wróci do swojego ludu. Nie przejadę się rikszą z uśmiechniętym i grzecznym tybetańskim rikszarzem. Nie poczuję smrodu lamp maślanych i podobnego zapachu Tybetańczyków. Nie zrobię sobie zdjęcia z mnichem buddyjskim, który ujmował swoją uprzejmością. Nie zobaczę takiego karkołomnego lądowania samolotem i nikt pewnie na powitanie nie zarzuci mi na szyję szala z jedwabiu, nikt też, za uśmiech, nie pomodli się za mnie do Buddy. Nie usłyszę kłócących się mnichów buddyjskich ani cichego szumu kręcących się młynków modlitewnych a w końcu ciągłego wycia klaksonów samochodowych. Nie zjem pewnie już nigdy mięsa z jaka ani nie poczuję chłodu wód Brahmaputry. Nie stanę z rozłożonymi rękoma (i zataczającym się tyłkiem) na 5000m i nie wleję do porannej kawy lekko zalatującego mleka z jaka. Nie będę już pewnie obcował z pięknymi posągami zawsze uśmiechniętego Buddy i nie poczuję tajemniczej, magicznej wręcz atmosfery klasztornych wnętrz…….a może jednak kiedyś tu wrócę po to wszystko….
Wieczorem jeszcze pojechaliśmy rikszą pod Potalę – jest pięknie oświetlony – ale chińczycy bardzo chcą go zdeprecjonować – vis a vis pałacu wybudowali mini Tienan Men …..z urokliwą automatyczną fontanną – działa……większość ludzi ogląda fontannę a nie pałac. Wracamy zadumani……
Rano pakowanie, śniadanko „polskie” – wypakowaliśmy wszystkie nasze zapasy z polski w ramach akcji walki z nadbagażem.
Na lotnisku okazało się że nie jest tak źle. Mieścimy się – będzie można zrobić ostatnie zakupy w Szanghaju.
Lot do Chengu jest krótki i nudny. Chendgu wita nas tlenem!!!!!!. Miasto jest brzydkie. Odwiedzamy świątynię Taoistyczną – taoizm to ten od Jing i Jang. Jest bardzo urokliwa, choć filozofia tej religii jakoś do mnie nie trafia. Odsyłam do zdjęć. Chciałem koniecznie kupić oryginalny, zawsze tajemniczy symbol Tao – Jing i Jang. Nie mieli – za to mieli posązki Buddy….. – coś to nie tak. Za to hotel z 5 gwiazdkami. W takim jeszcze nie byłem. Apartament z łazienką wielkości pokoju w hotelu w Lhassie. Kończę bo chcemy pobiec w miasto po kolacji, a jutro odwiedzimy misie Pandy.
Kolacja była ok. – syczuańska – tzn. Pikantna. A samo miasto wieczorem- nic ciekawego.